Śledź dla mnie jest niezwykłą rybą. Nie chodzi mi nawet o jego wyśmienity, wytrawny smak sam w sobie, ale o to, że można łączyć go praktycznie ze wszystkimi składnikami. Śledzie kupuję zwykłe, takie klasyczne supermarketowe Matjasy Listnera.
Śledź, którego ja robię jest delikatny i mniej słony, gdyż marynuję go na początku w mleku przez godzinę, czy dwie. A potem nawet go nie płuczę w wodzie. Mleko obcieka samo bardzo dobrze. Nauczyła mnie tej sztuczki moja babcia. Śledź kruszeje w mleku i traci swą ostrą słoność, staje się delikatniejszy i rozpływa się w ustach. Nabiera też lekko korzennego smaku...
Porcja, jaką zazwyczaj przyrządzam:
2 opakowania zwykłych Matjasów
3-4 cebule (mogą być pół na pół białe i czerwone)
słoik kaparów
1 mango
1 papaja
mleko (tyle by zanurzyły się w nim śledzie)
oliwa z oliwek extra virgin
czarny świeżo mielony pieprz
Wrzucam śledzia do mleka. Cebulę siekam w nie za drobną kosteczkę i podsmażam na oliwie, by się zeszkliła. Następnie zdejmuję z gazu i czekam aż wystygnie by móc ją trochę odcedzić z patelnianej oliwy. Odcedzam kapary. Papaję i mango obieram. Papaję kroję w cienkie podłużne paski, a mango obkrajam wokół pestki w plasterki.
Po minimum godzinie wyciągam śledzie z mleka, pozwalam im przez chwilę obciec i kroję na kawałki (4-5 na filecik). Cebulę, kapary i kawałki ryby wrzucam do jednego głębokiego naczynia, zalewam oliwą z oliwek (może być też oliwa palmowa, nadająca miłego czerwonego koloru) i razem mieszam. Następnie układam wszystko na półmisku i obkładam owocami.
Wspaniałe danie! Świeże i radosne. Z jednej strony tradycyjne, a z drugiej nadające nutkę tropikalnej inności. Istna fuzja smaków!
Wesołych Świąt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz