Miód pitny - syn miodu i napój bogów - był powszechnie znany. Wolno uznać go za przodka wszystkich napojów wytwarzanych przez ludzi, zanim jeszcze zaczęli uprawiać ziemię. Jest w każdym razie najprostszy: wystarczy zmieszać wodę z miodem i zapomnieć o niej, by otrzymać fermentację alkoholową. Zresztą mieszkańcy krajów tropikalnych rzadko kiedy spożywają czysty miód.
Ta podstawowa mieszanina nie wymaga gotowania, czyli nie potrzebuje ognia. A jednak jest już gestem kulinarnym. Bogom niechaj będą dzięki za cud fermentacji i magię upojenia po wypiciu trunku!
Wychodząc od zmieszanej z miodem wody, Columella, ibero-rzymski przyrodnik z I wieku, podaje w swej "Rozprawie o rolnictwie" (De re rustica) klasyczny przepis na miód pitny. Radzi używać wody doskonale czystej, odwapnionej i sterylnej: Weź deszczówkę, przechowywaną od kilku lat, zmieszaj setier [mniej więcej pół litra] z funtem miodu. Żeby otrzymać słabszy miód pitny, miesza się setier wody z dziewięcioma uncjami miodu [250 gramów] i zostawia na słońcu przez czterdzieści dni, potem na półce w dymie. Jeśli nie ma deszczówki, trzeba wziąć przegotowaną źródlaną wodę. Zwróćcie uwagę na liczbę czterdzieści. To czas oczekiwania i przygotowań. Cykl, który przynosi zmartwychwstanie albo oczyszczenie. Przyrządzanie miodu pitnego jest rytuałem.
Fabrykacja miodu pitnego i związane z tym czynności - ścinanie drzew, żeby wydłubać koryto, ściąganie skóry ze zwierzyny, trudny transport gorących kamieni - to sekwencje wspólnego, społecznego aktu, jakim jest również późniejsza dystrybucja napoju. Polowanie z nagonką uczyniło z łowiectwa czynność zespołową, ale wspólne upojenie to coś więcej niż gorączka ścigania i zaspokojenie żołądków: w czasie wszystkich świąt wytrąca ono grupę z normalnego stanu, przenosi ludzi poza czas, uwalniając uwalniając ich od uzależnienia od świata zewnętrznego. Tylko krok dzieli taką sytuację od poczucia, że jest się w bezpośrednim kontakcie z innym światem. Wspólne pijaństwo - powszechne doświadczenie przypieczętowujące sojusze - było nieodłączną częścią celtyckiego święta Samain, Nowego Roku rozpoczynającego się pierwszego listopada, które uroczyście obchodzono zwłaszcza w Irlandii. Jej mieszkańcy nadal są wielkimi amatorami miodu pitnego i piwa. W "Ulissesie" Joyce'a jest cały hymn na cześć pijaństwa.
Dzisiaj ten napój praktycznie popadł w zapomnienie. Spróbujcie go znaleźć w sklepie z alkoholem albo w supermarkecie. Mimo wysiłków rolników, którzy pragną miód upowszechnić, pozostaje on folklorystyczną ciekawostką. Można dla uczczenia przeszłości wypić kieliszek z ekologami albo na wakacjach dla odmiany popić miodem porcję naleśników. Owszem, smakuje, ale nie pamięta się o nim. Szkoda, oznaczał tyle rzeczy, o których też zapomnieliśmy. Czyżby bogowie naprawdę umarli?
Ta podstawowa mieszanina nie wymaga gotowania, czyli nie potrzebuje ognia. A jednak jest już gestem kulinarnym. Bogom niechaj będą dzięki za cud fermentacji i magię upojenia po wypiciu trunku!
Wychodząc od zmieszanej z miodem wody, Columella, ibero-rzymski przyrodnik z I wieku, podaje w swej "Rozprawie o rolnictwie" (De re rustica) klasyczny przepis na miód pitny. Radzi używać wody doskonale czystej, odwapnionej i sterylnej: Weź deszczówkę, przechowywaną od kilku lat, zmieszaj setier [mniej więcej pół litra] z funtem miodu. Żeby otrzymać słabszy miód pitny, miesza się setier wody z dziewięcioma uncjami miodu [250 gramów] i zostawia na słońcu przez czterdzieści dni, potem na półce w dymie. Jeśli nie ma deszczówki, trzeba wziąć przegotowaną źródlaną wodę. Zwróćcie uwagę na liczbę czterdzieści. To czas oczekiwania i przygotowań. Cykl, który przynosi zmartwychwstanie albo oczyszczenie. Przyrządzanie miodu pitnego jest rytuałem.
Fabrykacja miodu pitnego i związane z tym czynności - ścinanie drzew, żeby wydłubać koryto, ściąganie skóry ze zwierzyny, trudny transport gorących kamieni - to sekwencje wspólnego, społecznego aktu, jakim jest również późniejsza dystrybucja napoju. Polowanie z nagonką uczyniło z łowiectwa czynność zespołową, ale wspólne upojenie to coś więcej niż gorączka ścigania i zaspokojenie żołądków: w czasie wszystkich świąt wytrąca ono grupę z normalnego stanu, przenosi ludzi poza czas, uwalniając uwalniając ich od uzależnienia od świata zewnętrznego. Tylko krok dzieli taką sytuację od poczucia, że jest się w bezpośrednim kontakcie z innym światem. Wspólne pijaństwo - powszechne doświadczenie przypieczętowujące sojusze - było nieodłączną częścią celtyckiego święta Samain, Nowego Roku rozpoczynającego się pierwszego listopada, które uroczyście obchodzono zwłaszcza w Irlandii. Jej mieszkańcy nadal są wielkimi amatorami miodu pitnego i piwa. W "Ulissesie" Joyce'a jest cały hymn na cześć pijaństwa.
Dzisiaj ten napój praktycznie popadł w zapomnienie. Spróbujcie go znaleźć w sklepie z alkoholem albo w supermarkecie. Mimo wysiłków rolników, którzy pragną miód upowszechnić, pozostaje on folklorystyczną ciekawostką. Można dla uczczenia przeszłości wypić kieliszek z ekologami albo na wakacjach dla odmiany popić miodem porcję naleśników. Owszem, smakuje, ale nie pamięta się o nim. Szkoda, oznaczał tyle rzeczy, o których też zapomnieliśmy. Czyżby bogowie naprawdę umarli?
- "Historia Naturalna i Moralna Jedzenia", Maguelonne Toussaint-Samat, LAROUSE, Wydawnictwo WAB, 2008
Szczęśliwego Nowego 2010 Roku!
Mam nadzieję, że nie umarli ;-).
2009 był najlepszym rokiem mojego życia. Życzę Wam i sobie, by następne lata też były równie wspaniałe.
Szczęśliwego Nowego 2010 Roku!