Wczoraj wieczorem robiłem sos vinaigrette do sałatki. Jak zwykle wyszło mi go więcej niż chciałem, więc ucieszyłem się, że użyłem do mieszania składników dużego litrowego słoika, który miałem pod ręką. Kiedy już wymieszałem w nim sok z cytryny, ocet winny, sól, musztardę i miód (było tego już prawie pół słoja), zacząłem wlewać wolno oliwę energicznie mieszając sos długą łyżeczką, by składniki się dobrze połączyły, a winegret był gęsty.
Spróbowałem,
był na prawdę pyszny i wyrazisty, ale jeszcze kilka kropel oliwy
więcej... Kiedy już miałem przestać dolewać, tak energicznie mieszałem,
że kolejne stuknięcie łyżeczką o ścianki słoika, wybiło w nim dziurkę
tuż przy dnie i praktycznie wszystko mi wypłynęło na blat, fronty
szafek, podłogę i spodnie. Uratowałem może z pół szklanki sosu.
Myślałem, że trafi mnie szlag ;-).
Kiedys klapalam synowi ( wowczas piecioletniemu) costam costam i zakonczylam siarczystym: bo mnie szlag trafi!
OdpowiedzUsuńA dziecina: a jak spudluje?
Serdecznie wspolczuje utraty pysznego sosu i bodaj bardziej jeszcze sprzatania
qd
Dzieci są cudownie prostolinijne. Mam nadzieję, że jednak szlag nie trafił ;-). Sprzątania było od cholery, a z utratą sosu muszę jakoś nauczyć się żyć :-).
OdpowiedzUsuńNormalnie nie wyobrazam sobie takiej straty nie opic przednim winem na pokrzepienie serca... :o)
OdpowiedzUsuńTak też, Konrad, zrobiłem ;-).
OdpowiedzUsuń