sobota, 13 marca 2010

Pieczona sałatka tunezyjska


W poprzedni weekend zrobiłem genialną sałatkę - tunezyjską pieczoną, której nauczyłem się od Gosi i Michała. Ma bardzo wykwintny smak i jest tak sycąca, że nie trzeba jej podawać z niczym innym. Jest daniem samym w sobie. Głównym i najbardziej oczekiwanym. Wspaniała w niej jest ta złożoność i intensywność smaków, które nawzajem się dopełniają i współgrają ze sobą, tworząc harmoniczną całość, niczym członkowie ogromnej orkiestry, grający fenomenalny koncert zmysłowych doznań.


Spróbujcie sami. Sałatka jest pracochłonna, ale nie skomplikowana. Chwila zabawy... A Wam, Gosiu i Michale, stawiam już niedługo mojito na Key West. Wypijemy za zdrowie, tunezyjską sałatkę pieczoną i Hemingway'a ;-)!



Jak to Gosia określiła "to jest porcja dla sporej rodziny trolli albo dla nas na dwa dni :-)". I miała rację. Nam taka ilość też wystarczyła zaledwie na dwa dni. A na drugi dzień sałatka faktycznie była jeszcze lepsza.

Składniki:

4 czerwone papryki
  zielona papryka (dla koloru)
6 pomidorów
2-3 cebule
4-5 jajek
2 puszki tuńczyka
2 puszki anchois
1-2 słoiki kaparów
200 gram czarnych oliwek
2 cytryny
3/4 paczki kminku w ziarnach
pół szklanki oliwy z oliwek extra virgin



Nastawiam piekarnik na 200 st. C. Cebulę obieram z łupin i kroję na ćwiartki, pomidory oraz paprykę płuczę (nie kroję) i wszystko razem układam na blasze. Gdy piekarnik się nagrzeje, wkładam warzywa i nastawiam czas pieczenia na 40-60 minut. Chodzi o to, by skórka pomidorów popękała, a one same zmiękły i podpiekły się, a skórka papryki trochę poczerniała, bo podobno wtedy miąższ jest najlepszy. Cebula natomiast powinna zmięknąć i upiec się, zeszkliwszy nieco.


Po około 20 minutach jako pierwsze wyjmuję pomidory, reszcie dając się ciągle piec. Zdejmuję z nich skórkę i kroję je na drobniejsze części, ale bez przesady, bo są tak miękkie, że same się rozpadają w nieokreśloną masę. I dobrze. Po kolejnych 20-30 minutach wyskakuje z piekarnika papryka. Skórka łatwo schodzi, a środki i nasiona łatwo dają się wyjąć. Paprykę kroję w podłużne wąskie paseczki. Jako ostatnią wyjmuję z piekarnika, pięknie zrumienioną, cebulę. Jej już nie kroję. Rozpadła się na płatki i niech tak zostanie. Jedynie można jej pomóc rozpaść się do końca.


W międzyczasie, kiedy w piekarniku warzywa miękną i rumienią się, nabierając wyjątkowego i wspaniałego dymnego smaku, gotuję jajka na twardo, następnie je obieram i kroję w kosteczkę. Krajalnica do jajek, której nie mam (sam nie wiem dlaczego), bardzo by się tu by przydała. Odsączam też tuńczyka, odcedzam kapary i oliwki, wyjmuję anchois z oliwy... Przygotowuję też sos.


Sos jest niezwykły i prosty. Składa się z połowy szklanki soku z cytryny, połowy szklanki oliwy z oliwek oraz 3/4 torebki kminku w ziarnach (żadnego mielonego!). Wydawać by się mogło, że to jakaś absolutna przesada i co ja w ogóle robię, chcąc użyć taką ilość tej intensywnej i charakterystycznej w smaku przyprawy! Za pierwszym razem też byłem  bardzo zdziwiony... Jednak nic bardziej mylnego. Kminek wręcz cudownie wkomponowuje się w składniki tej sałatki i wcale nie wyróżnia się smakiem. Jest jedynie dopełnieniem potrawy, takim idealnym aromatycznym spełnieniem całości. Czymś, co wyczuwa się na skraju zmysłów, niczym powiew nadchodzącej wiosny. Nawet Ci co kminku nie lubią, wcinają tą sałatkę wielce zdziwieni i zarazem pełni zachwytu.


Kiedy wszystko jest przygotowane i pokrojone czas na ułożenie warstw sałatki. Chodzi o to by jej nie mieszać przed podaniem - wymiesza się sama przy nakładaniu, trzeba tylko pamiętać by sięgać od dna. Pomidory układam na dnie miski, na nie paprykę, cebulę, tuńczyka i jajka. Następnie Kapary, anchois i oliwki. Polewam wszystko dobrze zamieszanym sosem i gotowe.

Fantastyczne i urzekające doznanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja Odyseja Kuliarna wzięła udział w konkursie na Bloga Roku 2009!

Salve!

Głosowanie zakończone.

Odyseja Kulinarna doszła do III etapu konkursu “Blog Roku 2009″! Wszystkim, którzy mnie wspierali i głosowali na ten blog, bardzo dziękuję!!! Cieszę się, że udało mi się przejść (dzięki Wam) tak daleko!

No i zapraszam wszystkich, rzecz jasna, do czytania...

Tymczasem..., borem, lasem ;-).