czwartek, 19 listopada 2009

Są chwile kiedy...

Uwielbiam chodzić po bazarach. Gdziekolwiek bym nie był, czy tu w Polsce, czy podróżując po Świecie, takie miejsca przyciągają mnie z ogromną mocą, jak magiczne źródła natchnienia i prawdy o danym regionie... Zawsze znajduję jakiś lokalny przysmak, naturalny, świeży i pyszny. Nie mogę się powstrzymać by nie kupić wszystkiego co mnie zachwyci, bojąc się, że to jedyna, niepowtarzalna okazja, która więcej mi się nie powtórzy... Spotykam też stoiska z przyborami kuchennymi, talerzami, garnkami, miseczkami, kubeczkami, wyrobami z gliny, czy porcelany... Wspaniałe i przepiękne różne różności.

Lubię wtapiać się w tłum przesuwający się wolno wzdłuż straganów w jedną i drugą stronę, niczym leniwie płynąca rzeka. Rozglądam się na boki, szukając czegoś co wyrwie mnie z tego nurtu i zachęci do kupienia. Jakiś świeży kozi ser, wspaniały boczek, wiejskie jajka, miód, zioła, oliwa, domowe wino, lokalne przysmaki i przetwory... No i oczywiście soczyste warzywa, apetyczne i dojrzałe sprzedawane przez Panie W Chustach.

Ostatnio, w któryś piękny i ciepły październikowy weekend, kiedy pojechaliśmy na działkę na winobranie, wstaliśmy o świcie i wybraliśmy się na pobliski wielki bazar w Nowogrodzie. Chłodny ale słoneczny poranek nadawał radosną atmosferę i chęć na przygodę. Kupiłem wtedy super gumofilce, z gumy, a nie z PCV, znacznie lżejsze, z obcasikiem. Czarne, eleganckie. Dokupiłem do nich bajeranckie, termiczne wkładki ocieplające. Wypas. Najwygodniejsze buty jakie mam. Uwielbiam w nich chodzić, a w cholewkach może się zmieścić kilka przydatnych rzeczy. Często się zastanawiam nad reakcją ludzi, gdybym pojawił się w nich w metrze, w piątek o dziewiątej rano, w drodze do pracy. Wszak to Casual Friday ;-). Może kiedyś w końcu się odważę...


W Chorwacji i Czarnogórze często kupowałem świeże, dojrzałe figi (jeśli nie udało mi się ich zerwać komuś z drzewa), winogrona, wino, oliwę i słonawy, twardy biały ser. Coś wspaniałego! A w Rumunii, oprócz genialnych serów, obłędne papryki i papryczki chili i soczyste, pachnące  słońcem pomidory. Portugalia zniewoliła nas wspaniałymi rybami, owocami morza i dojrzewającymi kiełbasami oraz szynkami... Bardzo tęsknię za tymi miejscami i smakami...

Któregoś dnia w trakcie podróży przez Transylwanię, przejeżdżając przez piękne i groźne Góry Fogarskie, zamieszkałe przez wampiry ;-), natknęliśmy się na targ, gdzie sprzedawano piękne, tradycyjne wyroby z gliny, drewna i wikliny. Kupiliśmy małe gliniane kubeczki z ludowymi wzorkami, z których do dziś pijemy kawę. Jadąc krętą drogą, wśród zamglonych tajemniczych szczytów, co chwila napotykaliśmy mężczyzn sprzedających regionalne sery i domowe wina na swoich dziwacznych wózkach. Nieprawdopodobnie pyszne - a jeden z kozich sprzedawany był w korze drzewa, miał twarogową, delikatną konsystencję, wspaniały zapach i rozpływał się w ustach. Fantastyczne (i tak bardzo niedoceniane) rumuńskie wino wydobywało z niego dodatkowy, zniewalający smak.

W drodze do Czarnogóry, przejeżdżaliśmy przez mały obszar Chorwacji - płaską i rozległą uprzemysłowioną krainę. Długi odcinek tej drogi słynie ze stoisk ze wspaniałymi regionalnymi produktami. Stragany, rozstawione co sto metrów, przyciągają obfitością i obietnicą wyjątkowych smaków. W trakcie naszej podróży zatrzymaliśmy się przy stoisku przemiłej, lekko starszawej, śniadej od słońca Chorwatki. Kupiliśmy od niej jedną z najpyszniejszych oliw, jakich miałem okazję próbować, a maczany w niej świeży i pachnący czarnogórski chleb był czystą rozkoszą dla podniebienia. Podobno pochodziła z oliwek z jej własnego sadu. "Nasza" Pani sprzedawała również, oprucz pięknych owoców i ważyw, własnej produkcji wina i Rakiję (zwaną lokalnie tu i w Monte Negro - Loza), których również nie omieszkaliśmy kupić. Były wspaniałe! Na drogę dostaliśmy w prezencie słodkie winogrona i soczyste melony. Podarowała nam również wyborną, słodkawą nalewkę z winogron, w smaku przypominającą Porto. Pozdrawiamy Panią!
Wrócimy tam jeszcze napewno.

Ot, zimowa nastaje pora i bazarowe wędrówki już nie są takie pociągające... Za to mam co wspominać i mogę cieszyć się zdobyczami. Więcej moich bazarowych zdjęć wrzuciłem na Picase do albumu Bazary.

1 komentarz:

  1. A bazarek "na dołku" odwiedzasz bałkański szpanerze. Proponuję rozpoznanie walka w najbliższą sobotę. Dziadek robi tam zakupy co tydzień i podobno jest super.
    ściskam
    Pietruch

    OdpowiedzUsuń

Moja Odyseja Kuliarna wzięła udział w konkursie na Bloga Roku 2009!

Salve!

Głosowanie zakończone.

Odyseja Kulinarna doszła do III etapu konkursu “Blog Roku 2009″! Wszystkim, którzy mnie wspierali i głosowali na ten blog, bardzo dziękuję!!! Cieszę się, że udało mi się przejść (dzięki Wam) tak daleko!

No i zapraszam wszystkich, rzecz jasna, do czytania...

Tymczasem..., borem, lasem ;-).